Cześć, kochani!
Rozdział powstawał w męczarniach i skłamałabym, mówiąc, że jestem zadowolona. Przyznam szczerze, że zawsze mam problem z początkami. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle!
Rozdział dedykuję Sonii, która wspiera mnie od początku i we mnie wierzy ♥ Czytajcie i komentujcie :)
"Satysfakcji nie daje nam zdobycie celu lecz droga, którą pokonujemy by po niego sięgnąć"
- Tylko proszę zachowuj się przyzwoicie!
- Mamo... urodziłaś lwa, a teraz chcesz, żeby był potulny jak baranek! - Alice uśmiechnęła się promiennie, uścisnęła matkę i weszła do pociągu. Zaraz na wejściu została staranowana przez kuzyna. Jęknęła cicho i poczuła pulsujący ból pod żebrami.
- Josh ty idioto, złaź ze mnie! - Chłopak podniósł się pospiesznie i zaczął się śmiać.
- Śmieszne, bardzo śmieszne - skomentowała dziewczyna z irytacją, rozmasowując bok.
- Gentelman - prychnęła, wstając z podłogi bez jakiejkolwiek pomocy.
- No przepraszam! - krzyknął skruszony i dodał szeptem:
- A tak na marginesie potrzebuję dziewczyny w trybie natychmiastowym. - Wyglądał na wyraźnie zatroskanego.
- Chcesz jakąś przelecieć już pierwszego dnia? - Blondynka spojrzała na niego z rozbawieniem. Tę uwagę usłyszał nie tylko Josh. Jakieś Krukonki z szóstego roku obrzuciły ich spojrzeniem, które mogło oznaczać jedynie "co kurwa?" i sobie poszły.
- Powiedz to jeszcze głośniej, Al!
- Nie ma sprawy - mruknęła dziewczyna. Kuzyn pociągnął ją w stronę przedziału, widząc, że Gryfonka przykłada dłonie do ust. Doskonale wiedział, że ogłoszenie całemu światu jego potrzeby, nie sprawiłoby jej problemu.
- Wchodź - przykazał i wepchnął ją do pierwszego pustego przedziału.
- Chodzi o Astorię - zaczął.
- Czekaj, czekaj... Czy ty kręcisz z Naczelną Puszczalską Slytherinu?!
- Cholera, nie! - Odetchnęła z ulgą i opadła na siedzenie. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko.
- No dobra, mów.
- Astoria przyczepiła się do mnie w czerwcu. Myślałem, że jej przejdzie, ale ona wysyła mi po kilka sów w tygodniu, a teraz zobaczyłem ją na końcu korytarza i spanikowałem.
- Proszę, proszę. Czy nasz ślizgoński casanova się speszył? - zaśmiała się.
- Nie bądź głupia. - Spojrzał na nią śmiertelnie poważnie.
- Ja nigdy się nie denerwuję. Po prostu chcę się jej pozbyć.
- Okej. Eliksir, podcięte gardło czy avada?
- Cholera, Alice! - Próbował zachować powagę, ale w ogóle mu to nie wyszło. W policzkach pojawiły się delikatne dołeczki, a oczy rozbłysły słabym blaskiem.
- Może Katie Bell z szóstego roku?
- Ta Gryfonka? - Uniósł brwi. Dziewczyna westchnęła. Doskonale znała ten gest. Robił to zawsze, kiedy nie był przekonany.
- Victorie Lynch? Ładna Krukonka z siódmego roku i bliska przyjaciółka Charlotte. Z pewnością ci pomoże.
- Na pewno zechce mnie zeswatać ze swoją koleżanką, dobrze wiedząc, że mam zamiar ją rzucić za kilka tygodni.
- Czyli Victorie! - Gryfonka klasnęła w dłonie ucieszona.
- Czy ja powiedziałem, że się zgadzam?
- Nie zaprzeczyłeś, więc ci się podoba. A poza tym nie ty tutaj decydujesz. - Puściła mu oczko. Wywrócił oczami, ale nie powiedział nic więcej. Oboje wpatrywali się w krajobrazy za oknem. Zostawili za sobą Londyn i teraz dominowała jesienna zieleń. Dziewczyna wyciągnęła lekko podniszczoną MP4 i słuchawki. To był najlepszy prezent od dziadka Johna na piętnaste urodziny. Troszkę pomieszał w mugolskim sprzęcie i teraz były zasilane magiczną energią. Włączyła piosenkę, która od rana chodziła jej po głowie.
- Słuchaj - poleciła i wcisnęła kuzynowi słuchawki na uszy. Zaczął kiwać głową na różne strony, po chwili również tańczyć.
- Do tego będziemy się bawić na największej imprezie w Hogwarcie wszech czasów! - krzyknął i odrzucił słuchawki. [numer 2 na playliście] Dziewczyna spojrzała pytająco i przekrzywiła głowę w charakterystyczny dla niej sposób.
- Wszystko w swoim czasie - zapewnił i puścił do niej perskie oko. Wywróciła oczami i westchnęła.
***
Gryfonka rzuciła się na łóżko w dormitorium na samej górze wieży Gryffindoru. Kochała swój stary dom, ukryte schody pod dywanem i ogromną garderobę, ale to tutaj była prawdziwą sobą. To w Hogwarcie mogła być blisko wszystkiego co kocha. Miała tu rodzinę, przyjaciół, ogromną bibliotekę, puste korytarze, stare obrazy. Alice nagle poczuła ogromny przypływ energii. Wyskoczyła z łóżka.
- Hej! Gdzie idziesz? - krzyknęła za nią Lily.
- Nie czekajcie! - rzuciła dziewczyna i zbiegła po schodach. Popędziła do dormitorium chłopców.
- Cześć Harry. Pożyczysz mi pelerynę? - wyrzuciła z siebie. Chłopak popatrzył zdziwiony.
- Nie pytaj, nie warto - zaśmiała się. Wybraniec pogrzebał w kufrze i podał srebrzysty materiał przyjaciółce.
- Na długo?
- Zwrócę jutro rano! Dzięki, Potter! - Nie czekając na odpowiedź ruszyła z powrotem do pokoju wspólnego. Wyślizgnęła się przez portret Grubej Damy i okryła się peleryną. Szła cicho korytarzem. Na początku nie miała żadnego celu, ale po chwili zorientowała się, że nogi niosą ją na wieżę Astronomiczną. Poczuła chłodny powiew na twarzy jeszcze zanim ujrzała gwiazdy. Księżyc był w nowiu. Wszystko jasne, pomyślała. Alice nigdy nie potrafiła zasnąć podczas tej fazy księżyca. Czuła się niesamowicie rozbudzona. Przymknęła powieki, delektując się ciszą wrześniowej nocy. Myślała o nowej nauczycielce obrony przed czarną magią. O tym że gdyby zakryła sobie twarz papierową torebką i napisała na niej "walnij mnie", efekt byłby taki sam. Po prostu Dolores Umbridge wygląda jak rasowa suka. W głowie Gryfonki pojawiło się nagle milion pomysłów jak uprzykrzyć jej życie. Bezwiednie uśmiechnęła się lekko w ciemność, jednak trwało to tylko chwilę. W jej myślach zagrzmiały słowa "NIE MA ŚWIATŁA" tak gwałtownie i tak boleśnie, jakby ktoś wyrył ten napis na gładkim kamieniu. Gwiazdy zniknęły, a dziewczyna jakby z oddali poczuła, że upada na kolana. Ktoś dotknął jej ramienia. Miliony maleńkich sztyletów wbijały się w jej skórę. Chciała odpłynąć, jednak coś nakazało jej wrócić. Odetchnęła głęboko i wszystko zniknęło Miała wrażenie, że właśnie wynurzyła się spod wody. Zobaczyła maleńkie światełka u góry. Zmysł wzroku powrócił. Doskonale wiedziała, że nie zamknęła oczu i dałaby sobie rękę uciąć, że ktoś tu był. Wstała chwiejnie i poprawiła pelerynę niewidkę. Zbiegła schodkami w dół, omal nie przewracając się na progu. Jej ciało było rozpalone, podczas gdy lewe ramię pozostało lodowate. Obudziła Grubą Damę i wydyszała hasło:
- Lwia łapa.
- Gdzie to się chodzi po nocach? - zagadnęła.
- Wpuść mnie, proszę - powiedziała dziewczyna. Przyjazny ton Grubej Damy wskazywał na to, że gdzieś w pobliżu czaił się nauczyciel.
- Jeśli tak chcesz - rzuciła beznamiętnie, a portret odskoczył. W pokoju wspólnym przeżyła prawdziwy szok. Naprzeciwko kominka po prawej siedziała Emma, a na kanapie rozłożył się Josh. Gryfonka spojrzała szybko na zegar. 1.48.
- Co ty tu robisz?
- Miłe powitanie - rzucił chłopak, ale przesunął się, robiąc kuzynce miejsce koło siebie.
- Omawiamy tą imprezę, o której ci mówiłem. - Przerzucił jakieś papiery. Alice zdołała dostrzec jedynie napis "Ognista Whisky x 30".
- Zapowiada się ostro.
- I to jak. Wszystko pod nosem Umbridge. - Emma uśmiechnęła się szeroko. Dziewczyna zauważyła, że są z Joshem jak dwie krople wody. Oczywiście są bliźniakami i zawsze byli podobni, ale teraz nawet zachowują się podobnie. Identyczny uśmiech, iskierki podniecenia w oczach, malutka zmarszczka między oczami, kiedy się nad czymś zastanawiali.
- Alice, czy ty mnie słuchasz?
- Przepraszam, Em. O co chodzi?
- Lepiej będzie ją zrobić w pokoju wspólnym Slytherinu czy na siódmym piętrze w Sali Balowej - zapytała.
- Sala Balowa jest zdecydowanie bardziej neutralna. Wszyscy przyjdą - zapewniła. Josh już chciał się wykłócać, ale dziewczyna ziewnęła i wstała.
- Idę spać. Nie siedź długo, Black - rzuciła w stronę kuzynki.
- I ty też, Black. - Ta uwaga powędrowała do Ślizgona.
- Oczywiście, mamo - powiedział i posłał jej całusa.
- Jesteś walnięty - skomentowały dziewczyny jednocześnie. Młodsza z nich nie czekała na jego reakcję i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium.
***
Pierwszego dnia po całej szkole krążyły plotki dotyczące nowej nauczycielki obrony przed czarną magią. Myśli Alice były rozproszone przez całe eliksiry i starożytne runy. Na każdej przerwie witała się ze starymi znajomymi, ale tak naprawdę czekała tylko i wyłącznie na lekcję z profesor Umbridge. Kiedy zajęła miejsce w ławce, skupiła całą uwagę na jej wyglądzie. Była to niska, pulchna kobieta, o czarnych, pustych oczach w różowym swetrze, różowym płaszczu... Tak naprawdę różowe było wszystko poza ciemnymi włosami. Dziewczynie przywodziła na myśl okropną wersję świnki Piggy. Słodki głos czarownicy wyrwał Gryfonkę z zamyślenia.
- Dzień dobry - przywitała się. Obleśny uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Mogę ją nienawidzić tylko za ten uśmiech - szepnęła do Lily, a ta zachichotała. Kilka osób wymamrotało nieśmiałe przywitanie.
- Ojoj, niedobrze. Kiedy was witam, oczekuję tego samego. Wszyscy razem "Dzień dobry, pani profesor Umbridge". - Klasa wypowiedziała te słowa chórem jakby miały być dla nich karą. Każdy uczeń siedzący w tej sali wiedział, że będzie musiał je powtarzać każdego dnia przez najbliższe dziesięć miesięcy z coraz to mniejszym zapałem.
- Będę uczyła was obrony przed czarną magią. Schowajcie różdżki. Wyjmijcie natomiast prióra i pergami. Na początek przepiszcie cele, jakie chcemy osiągnąć w tym roku. - Machnęła krótką różdżką, a na tablicy pojawiły się białe litery układające się w słowa:
Cele programu:
1. Zrozumienie zasad leżących u podstaw magii obronnej.
2. Nauczenie się rozpoznawania sytuacji, w których magia obronna może być użyta zgodnie z prawem.
3. Umieszczenie wykorzystania magii obronnej w kontekście jej praktycznego użycia.
Ron rzucił Alice spojrzenie, które mogło znaczyć jedynie "za jakie chrzechy?" i zaczął pisać. Dziewczyna udawała, że zapisuje cele programu. Myślała tylko o tym, kiedy natrafi się okazja, żeby ośmieszyć tą starą ropuchę. Po kilku minutach wszyscy odłożyli pióra, a profesor Umbridge zagrzmiała:
- Otwórzcie podręczniki na stronie piątej i przeczytajcie wskazówki dla początkujących - rzuciła. Cała klasa otworzyła podręczniki, Alice również. Rzuciła okiem na stronę. Flaki z olejem, pomyślała. Podniosła wzrok i zdziwiona stwierdziła, że Hermiona nawet nie otworzyła książki. Siedziała wyprostowana z podniesioną ręką. Umbridge starała się nie zwracać na nią uwagi. Blondynka uśmiechnęła się i zatrzesnęła podręcznik z hukiem. Nauczycielka podskoczyła na siedzeniu i skierowała swoje malutkie oczka w stronę Gryfonki.
- Czy coś jest nie tak, panno...
- Goldberg. Nazywam się Alice Goldberg i wszystko tutaj jest nie w porządku. Czy może mi pani powiedzieć, dlaczego nie pozowli pani mówić Hermionie? - Umbridge zgromiła ją wzrokiem.
- No więc proszę mówić, panno?
- Granger. Cele programu nie są całkiem jasne. Nie ma tam nic o użyciu zaklęć obronnych. - Czarownica zaśmiała się.
- Nie wyobrażam sobie sytuacji w mojej klasie, która wymagałaby użycia zaklęć obronnych.
- Czy to oznacza, że nie będziemy w ogóle mieć zajęć praktycznych? - wypalił Dean.
- Proszę podnosić rękę, jeśli ktoś chce coś powiedzieć!
- Czyli pierwszy raz mamy rzucać zaklęcia na egzaminach? - zapytala z niedowierzeniem Parvati.
- Ręka, panno...?
- Parvati Patil.
- W takim razie, panno Patil, nie widzę powodów, aby uczniowie znający teorię mieliby sobie nie poradzić z rzucaniem zaklęć.
- Teoria to tylko kilka wskazówek o tym jak rzucić zaklęcie, jednak nawet znając teorię, nie możemy mieć pewności, że rzucimy je poprawnie bez wcześniejszych zajęć praktycznych, a pani jak wyszkolony nauczyciel powinna akurat zdawać sobie z tego sprawę. - Alice nie wytrzymała. Mówiła spokojnie, ale z naciskiem, rzucając wyzwanie profesor Umbridge. Harry spojrzał na nią z podziwem. Blondynka wyglądała, jakby miała zaraz wyskoczyć z ławki i walnąć nauczycielkę w tawrz, a tymczasem mówiła z taką swobą i opanowaniem.
- Proszę podnosić rękę, panno Goldberg! - Ręka Gryfonki wystrzeliła w górę.
- Proszę mówić.
- Jeśli nie ma pani zamiaru ćwiczyć z nami zaklęć to może po prostu wyjdę z tej klasy? Całą wiedzę teoretyczną opanuję w dwa wieczory.
Czarownica poczerwieniała na twarzy.
- Powtórzę to jeszcze raz - wycedziła przez zęby.
- Program opracowali czarodzieje o wiele mądrzejsi od was wszystkich w tej klasie razem wziętach.
- Czyżby? - zakpiła Alice.
- NIE PRZERYWAJ MI! - krzyknęła, wstając.
- Będziecie się uczyć o zaklęciach obronnych w całkowicie bezpieczny, pozbawiony ryzyka sposób...
- A co to da? - zapytał na głos Harry.
- Panie Potter, ręka!
- Może mu pani wytłumaczyć, co nam da teoria w życiu poza Hogwartem? - Harry był gotowy do wstania.
- A kto miałby atakować dzieci takie jak ty poza Hogwartem? - zpaytała z przekąsem.
- Hmm, no nie wiem - w jego głosie zabrzmiała kpina.
- Może Lord Voldemort? - wybuchnął Wybraniec. Lily wyrzuciła z siebie te słowa w tym samym czasie. Umbridge spojrzała na dziewczynę ze zdziwieniem i złością.
- Gryffindor starcił przez was obojga 20 punktów! - Alice poderwała się z miejsca i skłoniła się nisko.
- Dziękujemy bardzo. - Uśmiechnęła się słodko, ale słowa zawierały tyle jadu, ile tylko Gryfonka zdołała z siebie wykrzesać. Zarzuciła torbę na ramię. Czarownica już chciała coś powiedzieć, kiedy zadzwonił dzwonek. Uczniowie rzucili się do drzwi.
- Do widzenia, pani profesor - wykrzyknął Harry, zostawiając profesor Umbridge w pustej klasie. Jej twarz była bardziej purpurowa niż można to sobie wyobrazić.
***
- Kiedyś ją zabiję, przysięgam - wyrzuciła z siebie Alice, siadając na ławę przy stole Gryffindoru.
- Stara, zgniła... - zaczęła Hermiona.
- Proszę, dokończ. - Usłyszała cichy głos dochodzący zza pleców. Odwróciła się gwałtownie, a jej ciemne loki zafalowały.
- Ropucha. Chciałam powiedzieć ropucha - dokończyła Gryfonka. Snape stał nad nią, świdrując ją czarnymi oczami.
- Mam nadzieję, że nie mówisz o żadnej nauczycielce.
- Nie - skłamała gładko.
- Tak czy siak Gryffindor traci 5 punktów - powiedział, odwrócił się i odszedł.
- Pięknie - rzuciła Hermiona.
- Okej laski. Trzeba z tym coś zrobić - zarządziła Lily.
- Nie będziemy siedzieć przez cały rok z nosem w książkach, potulnie jak baranki. - W jej oczach błysnęła determinacja. Dziewczyna rzadko igrała z prawem, ale tym razem sprawa była poważna i wyraźnie przejęła inicjatywę.
- Tylko co możemy zrobić? - spytała Hermiona z rezygnacją.
- Możemy wszystko, jeśli będziemy działać razem. Hermiono, błagam.
- My nie wymyślimy?! - krzyknęła Alice. Dziewczyny przybiły sobie piątkę. Resztę dnia spędziły na snuciu bardzo różnorakich planów dotyczących uprowadzenia Umbridge.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz